Autor |
Wiadomość |
poczekaj |
Wysłany: Wto 16:19, 27 Lut 2007 Temat postu: |
|
Anonymous napisał: | Interesująca, choć z pozoru oklepana, postawa.
Co do zakłamanej radzieckiej rzeczywistości, to ciekawe, czy dzisiejsze czasy nie skłaniają do jeszcze większego indywidualizmu. |
zapomniałem się zalogować To wyżej to moje wypisy. |
|
|
Gość |
Wysłany: Wto 16:14, 27 Lut 2007 Temat postu: |
|
Interesująca, choć z pozoru oklepana, postawa.
Co do zakłamanej radzieckiej rzeczywistości, to ciekawe, czy dzisiejsze czasy nie skłaniają do jeszcze większego indywidualizmu. |
|
|
Kinofan |
Wysłany: Pon 16:20, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
Masz rację, ale tylko częściowo, ponieważ Cojowi nie chodziło dokładnie
o granie samego siebie. On chciał, żeby nie grać - czyli odtwarzać to co jest zapisane w scenariuszu (w tym i psychikę postaci), ale zastanowić się jak ja sam (taki owaki), gdyby mi się zdarzyło znaleźć w sytuacji określonej scenariuszem, bym się zachował.
Oczywiście, jest to ograniczające dla kinematografii - twardziela musiałby grać twardziel, romantyka romantyk (przepraszam za trywialny przykład, ale chyba dobrze to ilustruje). Niemniej, takie podejście jest oryginalne i interesujace.
Pod uwagę wziąć trzeba jeszcze jedno: u Coja postulat prawdziwości, wezwanie do bycia samym sobą było bardzo silnie obecne w każdej
z dziedzin jego twórczości oraz w życiu. Moim zdaniem oprócz wrodzonych cech charakteru i indywidualizmu typowego dla utalentowanych ludzi wpływ na to mogła (musiała) mieć sowiecka rzeczywistość, w której przyszło mu żyć - zakłamana do cna i na kłamstwach i pozorach się opierająca. |
|
|
poczekaj |
Wysłany: Pon 14:20, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
No tak, ale takie podejście do sprawy jest bardzo ograniczone. Ile można by filmów obejrzeć, w których aktor gra samego siebie? Chyba, że chodzi o osobiste podejście do odtwarzanej postaci, ale tak o swojej pracy wyraża się wielu aktorów. |
|
|
Kinofan |
Wysłany: Pią 18:56, 19 Sty 2007 Temat postu: Wiktor Coj a Roger Moore |
|
Na pierwszy rzut oka całkowicie paradoksalne zestawienie - ludzi z różnych światów, różnych dziedzin i różnego formatu. Jednakże okazuje się, że mają coś wspólnego. Moore był aktorem, Cojowi zdarzyło się nim być. To oczywiście żaden szczególnyc związek, aktorów są tysiące. Jednak gdy przyjrzymy się bliżej rolom, które zagrał Moore i prześledzimy wypowiedzi jego samego i krytyków spostrzeżemy, że w każdej z tych ról był głównie sobą, a nie odtwarzaną postacią. Kiedyś powiedział: "od Bonda różnię się tylko tym, że na co dzień nie noszę z sobą Walthera PPK". W ten sposób, choć nieświadomie oczywiście, Moore zrealizował cojowski ideał aktorstwa - postulat prawdziwości w filmie. Wiktor przy okazji wywiadów dot. filmu "Igła" często powtarzał, że nie grał Moro, tylko zachowywał się tak jakby
w danej sytuacji gdyby miała miejsce w rzeczywistości zachował by się on sam - Wiktor Coj. Aktorstwo było dla niego wartościowe tylko w takiej formie. Skojarzyło mi się to wyraźnie z wyżej cytowana wypowiedzią Moore'a. Ktoś powie - mało istotna bzdurka. Zapewne, ale ciekawa... |
|
|